Karczma Łuczników
Karczma Łuczników
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Karczma Łuczników Strona Główna
->
Dwór
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie GMT
Skocz do:
Wybierz forum
GRA
----------------
Postaci
KARCZMA
Dwór
Auroci - krew podziemi
Ogólne
----------------
Luźne gadki ;)
Sprawy organizacyjne
FAQ i uwagi
Chat
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Feodaron
Wysłany: Czw 18:02, 07 Lut 2008
Temat postu:
Feodaron obudził się. Zauważył, że robi się już ciemno. Pierwsze co usłyszał to Zulisa grającego na skrzypcach. Wstał, ubrał lekką tunikę i zaczął schodzić po schodach. Poruszał się powoli. W końcu doszedł do kuchni. Elf na jego widok przestał grać.
-Jak pan się czuje?
-Dobrze, ale jestem przeraźliwie głodny.
-Myślę, że na to znajdzie się sposób-powiedział i zaczął krzątać się przy garnkach. Po kilkunastu minutach położył przez Feodaronem dużą miskę pełną gulaszu.
-Dziękuję-Powiedział półelf i zaczął jeść. Gdy skończył oparł się wygodnie-Pyszne-powiedział krótko. Elf uśmiechnął się i znowu zaczął grac.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Śro 21:01, 06 Lut 2008
Temat postu:
-Endugu.. Endugu.. Ale z ciebie śpioch. Wstawaj!- druid z wolna otwarł oczy. Znów znajdował się w celi, a przed nim stał Warriv. -Długo spałeś. Nie dziwię się. Dokonałeś rzeczy, którą oni uważali za niemożliwą. Wstawaj. Jesteś zaproszony na ucztę do Rady.
-Ucztę? Najpierw chcieli mnie zabić, a teraz mam z nimi ucztować?
-W ich świecie nie masz wyboru. Ale nie przejmuj się. Zapewne będą chcieli włączyć cię do swojej armii. Nie zabiją cię. Zbyt duże wrażenie na nich zrobiłeś.- Elf uśmiechnął się i pomógł druidowi wstać. Na zewnątrz celi czekały dwa Trolle. Teraz jednak inaczej spoglądały na Półelfa. Na ich twarzy widać było podziw. -Chodźmy.
Szli długim korytarzem. Po drodze mijali kilka jaskiń, które spełniały najwyraźniej rolę kwater, gdyż było widać wyściełane suchą trawą posłania. Śmierdziało tam niemiłosiernie, a od czasu do czasu wyglądało stamtąd kilka innych Trolli.
-Już niedaleko.
Przed zaryglowanymi drzwiami, kawałek dalej, stały dwie postacie, ubrane w skórzane zbroje i hełmy zasłaniające im twarze. Było im widać jedynie fragmenty skóry na rękach. Była zielona.
-Przepuście nas. My na ucztę.- w odpowiedzi Elf otrzymał tylko chrząknięcie, a jedna z postaci odsunęła belkę i otworzyła drzwi. Szli dalej, a drzwi za nimi znów zostały zamknięte. -Nie są zbyt rozgarnięci. Ale wspaniali z nich wojownicy. We władaniu toporami nikt im nie dorównuje.- w dalszej części korytarza widać było małą zbrojownię z paroma długimi mieczami, kilkoma wielkimi toporami i kafarem, wielkości dorosłego Elfa. Weszli na salę, ozdobioną inaczej niż wszystkie inne pomieszczenia. Dookoła poprzyczepiane były do ścian wielkie, czerwone i purpurowe arrasy. Na środku, na wielkim dywanie, stał bogato zastawiony stół, a przy nim siedziały stworzenia najróżniejszych nacji. Były tam Elfy, Ludzie, w których po ubiorze druid rozpoznał nekromantów, Drowy, Trolle i dwa rosłe stworzenia, nieco niższe od Endugu, o zielonej skórze. Na widok Półefa wszyscy wstali.
-Nareszcie przybyliście. Siadajcie.- powiedział jedyny siedzący osobnik. Był to nekromanta.
Cis
Wysłany: Śro 20:32, 06 Lut 2008
Temat postu:
Doszli do miejsca, gdzie dało się nawet przy osłonie cieni wyczuć straszliwy smród rozkładających się ciał. Korytarz w tym miejscu można by nazwać prędzej tunelem. Powietrze było stęchłe, podłoże mokre i chlupało pod stopami. Na szczęście cienie ukrywały i to. Gdy skręcili, ujrzeli rzędy zakratowanych drzwi. Wiedzieli, że ten odcinek musi być więzieniem. Podchodzili więc do każdych drzwi po kolei i zaglądali do środka. W żadnych nie było ani jednego żywego stworzenia. Będąc w połowie długości więzienia poczuli, że smród nagle ustał. Musiał być więc spowodowany czarem. Nie wiedzieli w jakim celu był on rzucony na ten odcinek korytarza, lecz na pewno nie po to, by więźniom było lżej cierpieć. Doszli do przedostatniej celi. Z gardła Vincere zaglądającego do celi wydobył sie zduszony okrzyk. Djur leżał bowiem na mokrym kamieniu po drugiej stronie i sapał ciężko. Był nieprzytomny.
Djur. Djur! Przyjacielu, to my!
Stworzenie jednak nie słyszało półelfa.
-Tam jest Djur, musimy go uwolnić. Potrzebny nam klucz, gdyż nie możemy sforsować drzwi. Zwabilibyśmy tym przeciwników... -Vincere powiedział to cicho, ale dało się wyczuć ekscytację. Gdy stali tak i myśleli, Wiglaf kucnął przy kłódce i zaczął przy niej majstrować. Po chwili usłyszeli ciche kliknięcie i drzwi otworzyły się lekko skrzypiąc.
Vincere wbiegł szybko do celi i klęknął przy zwierzęciu.
Djur, słysz mnie?
Djur jednak nie słyszał. Półelf podniósł go delikatnie i owinąwszy w duży, lniany kawał materiału, obwiązał sobie wokół pleców. Djur spoczywał w lnianym rulonie na jego piersi.
-Idziemy. Musimy znaleźć moją matkę i Endugu.
-Czekaj. -wtrącił się szybko Wiglaf. -powiedziałeś Endugu?
-Tak, to nasz przyjaciel...
-On... Ja... Kiedyś spotkaliśmy się w puszczy... Udzielił mi pomocy, gdyż byłem poważnie ranny. Obiecałem mu się kiedyś odwdzięczyć. Dzięki Wam mam teraz szansę, dziękuję.
Poszli spokojnie dalej, nie mówiąc nic i zatrzaskując za sobą drzwi celi. Wiglafa znów ogarnęła chęć życia. Czuł się spragniony ruchu i świeżego powietrza. "Teraz tylko muszę się stąd wydostać...' -pomyślał, ale szybko stłumił tę niepożądaną nitkę swoich rozmyślań, gdyż wiedział, że nie może dać się teraz ponieść chwili. Musi działać rozważnie i myśleć nad każdym ruchem. Musi uratować Druida, który niegdyś uratował jego. Zastanawiał się tylko, kim jest matka półelfa idącego miękkim krokiem przed nim i obejmującego tę piękność...
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Śro 9:23, 06 Lut 2008
Temat postu:
W podziemiach zaczął się ''pokaz''. Endugu zerwał sznur, którym był opleciony. Stał wciąż na środku i rozglądał się dookoła. Jego uwagę przykuły dwa purpurowe kamienie, wystające z ziemii we wgłębieniu jamy. Wokoło słyszał różne głosy i szemrania. Po pewnym czasie owe kamienie zaświeciły się jasno, a między nimi pojawiły się przezroczyste, niewyraźne postacie. Druid rozpoznał tylko jedną.
-Nihlathak!! Jak to możliwe demonie?!
-Znasz zasady. Zniszczyłeś tylko moje ciało. Dusza jest trwała.
W odpowiedzi Półelf podniósł mały kamień i cisnął nim w stronę nekromanty. Ten przeleciał przez niego na wylot i rozprysnął się na ścianie. Rozległ się głośniejszy szmer, a mag wybuchł głośnym śmiechem.
-Choćbyś mógł, nie pokonałbyś nas wszystkich. Jesteś jeszcze zbyt młody. Wiele się musisz jeszcze nauczyć.
-Czego ode mnie chcecie?
-Moi przyjaciele chcą zobaczyć jak walczysz. Chcą się przekonać czy faktycznie jesteś potomkiem wielkiego Quel-Qekha.
-Mam walczyć, by zaspokoić wasze chore żądze?
-Nie masz wyboru- ozwał się inny nekromanta.
-Jest jednak warunek- powiedział jeszcze inny -Nie możesz używać magii ani zamiany.- dookoła Endugu pojawił się czarny krąg, a w jego środku pięcioramienne gwiazada. Przednim pojawiła się jasna poświata, a po chwili na jej miejscu ukazał się potworny stwór. Wyglądem przypominał wielkiego byka, jednak jego rogi były zakrzywione ku dołowi i znacznie dłuższe niż u jakiegokolwiek innego zwierzęcia. Na całej długości jego kręgosłupa wystawały długie na kilka łokci kolce. Druid sięgnął po miecz.
-Mój miecz... Co z nim zrobiliście?!
-Odzyskasz go jeśli przeżyjesz- odparł szyderczo jeden z głosów
Tymczasem potwór szykował się do ataku. W końcu zaatakował. Po krótkim rozbiegu natarł na Półelfa z całą masą swojego ogromnego cielska. Endugu odskoczył na bok, a gdy byk się odwrócił, ten pochylił grzbiet i podbiegł do niego pod kątem i chwycił go za rogi najszybciej jak mógł to zrobić. Wokoło rozległsię znów co większy szmer. W bladym świetle widać było twarze różnych stworów. Nie to jednak było teraz najważniejsze. Półelf wciąż trzymał stwora za rogi. Nogi jego zaryły się po kostki w miękkiej ziemii, plecy wygieły mu się jak łuk napięty, a głowa schowała się między barki. Mięśnie na ramionach tak były napięte, że skóra niemal pękała pod ich naporem. Jednak teraz oboje trwali w bezruchu. Byk również zarył się w ziemii. W tym pozornym bezruchu widać było straszliwe natężenie ze sobą dwóch przeciwnych sobie sił. Kto pierwszy padnie z sił? Jedynie to interesowało wszystkich naokoło.Wtem potworny ryk przeszył całą jaskinię wzdłuż. Oczom wszystkich ukazało się coś niemalże niemożliwego. Oto głowa byka poczęła się przekręcać powoli, a z jego pyska wysunął się spieniony język. Po chwili słychać było już tylko dech Endugu i coś jakby trzask łamanych kości. Stwór obalił się martwy na ziemii, a druid z wycieńczenia przyklęknął na oba kolana. Skończyło się, narazie.
Cis
Wysłany: Wto 21:37, 05 Lut 2008
Temat postu:
Cienie opuściły Vincere, lecz wciąż zasłaniały jego twarz. Podszedł do drzwi i zapukał trzy razy.
-Czego tam?! Budzicie w środku nocy...
-Warriv mnie przysyła mam sprawdzić, czy więźniowie nie są ranni.
-Ranni? Tu jest tylko ten pies...
-A więc i jego mam obejrzeć.
-No dobra..., ale szybko.
Vincere wszedł przed progiem mrugając do Erewis, która bacznie obserwowała. Gdy był wewnątrz, ujrzał jedną niewielką klatkę, a w niej człowieka w resztkach skórzanej zbroi i poprzecieranych butach.
-Otwórz klatkę.
-Miałeś tylko zobaczyć...
-Otwórz ją.
-No dobra... Skoro Warriv tego chce...
Otworzył drzwi, a półelf wszedł do środka. Chciał przekazać człowiekowi wieści. Widział, że ten leżał w klatce już dłuższy czas. Pomyślał, że byłoby bardzo głupio dać się teraz zamknąć razem z nim i ostawić Erewis samą, czekającą na korytarzu. Nie powiedział mu więc ani słowa. Człowiek także nie zdawał się być zainteresowany jego obecnością.
-Jesteś ranny? -powiedział pewnym głosem Vincere.
-N...nie. -odparł zdziwiony człowiek.
-Skąd ta krew?
-Ale to nie jest... -Vincere przesunął ostrym ćwiekiem swej zbroi po goleniu człowieka.
-Jesteś ranny. Musisz iść ze mną.
-On ma tu być! -warknął strażnik.
-Warriv powiedział wyraźnie...
-Bierz go. Nie mam zamiaru wysłuchiwać, czego ten padalec jeszcze od nas chce. Idźcie do niego... Przynajmniej będę miał spokój...
Jak na rozkaz wyszli i usłyszeli za sobą dźwięk zasuwanego rygla.
-Uwolnimy Cię. -półelf dostrzegł w wychudzonym człowieku wojownika i pomyślał, że ten może im się przydać.
-A..ale...
-Nic nie mów. Schowaj się. -w tym momencie cienie pokryły ich i Vincere ujrzał ukochaną.
-Witaj, miła, mamy towarzysza. -to mówiąc pocałował ją delikatnie i szybko przywarł z powrotem do ściany.
Człowiek miał minę niemniej dziwną, jak śmieszną. Był najwyraźniej zszokowany.
-Jak Ci na imię?
-Wiglaf.
-Wiglafie, widzę w Twoich oczach duszę wojownika i poczciwego człeka. Czy zechcesz nam towarzyszyć, by uwolnić naszych przyjaciół, a przy okazji uratować i swój umęczony tyłek?
-Oczywiście. Wiem, że nie wyglądam, ale uznawany jestem... byłem w moich stronach za jednego z najlepszych szermierzy...
-Wyśmienicie. Ruszajmy.
I ruszyli w dół korytarza wypatrując kolejnych pancernych drzwi.
Erewis
Wysłany: Wto 21:04, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Dobrze, będę w czekała. W razie co wkroczę... -Erewis pogłaskała po policzku Vincere.- Bądź ostrożny.
Cis
Wysłany: Wto 21:00, 05 Lut 2008
Temat postu:
Szli, aż zauważyli drzwi z mocnego drewna i kratą wewnątrz.
-To musi być tam. Tam muszą kogoś trzymać... Jednak światło lampy od razu nas zdradzi...
Oboje stali dłuższą chwilę myśląc. Zza rogu wyszli dwaj elfowie. Jeden był wzrostu i postury Vincere, drugi raczej wątłej budowy.
-Kogo znowu złapał Warriv?
-Jakiegoś półelfa. Nie wiem dokładnie. Ma walczyć na arenie. Mówią, że to wilkołak...
Ich głosy ucichły, a Vincere doznał olśnienia.
-Kochanie, wyjdę spod osłony cieni i wejdę tam, jako jeden z nich. Powiem, że przysłał mnie ten Warriv. Miejmy nadzieję, że to ktoś ważny. Cienie pozostaną z Tobą i ukryją część mojej twarzy, by mnie nie rozpoznali.
Erewis
Wysłany: Wto 20:31, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Dobrze... Ale przejdziemy wylotem, z którego ja wyszłam wcześniej.Tam panuje mrok, a ominąć straże przy wylocie bedzie trudno. Boje się o ciebie... Kiedy to się skończy...- powiedziała szeptem Erewis. W końcu doszli do wnęki, z której wcześniej uciekła Erewis.
-Ja przejdę pierwsza i sprawdzę czy ktoś tam jest- Erewis z pomocą Vincere wślizgnęła sie do korytarza. Słyszała kroki i rozmowę. Nie rozumiała mowy, ale na jej dźwięk dziewczynie przechodziły dreszcze. Erewis zbliżyła się do ściany, a cienie Vincere ją oplotły. Dwoje rosłych trolli przeszło obok niczego nie podejrzewając. Erewis dała znak ukochanemu a on przecisnął się z trudem, razem z jej kuszą i swoja bronią. Szli omijając posterunki przez ciemny korytarz, przez nikogo nie zauważeni.
Cis
Wysłany: Wto 20:13, 05 Lut 2008
Temat postu:
Półelf poprowadził karafaga za grupę gęsto zrośniętych drzew.
-Zaczekaj tu, przyjacielu.
Zeskoczył z niego i podał rękę Erewis. Gdy oboje stali za drzewem patrząc na wylot jaskini, Vincere wyjął miecze.
-Przygotuj kuszę. Musimy być gotowi na wszystko. Pójdziemy tam pod osłoną cieni. Ukryją naszą obecność póki nie dojdziemy do źródła światła. Jednocześnie pozwolą nam widzieć to, co przed nami. Gdy dojdziemy do wiezienia, bądź gdziekolwiek ich trzymają, wkradniemy się, uwolnimy ich i czmychniemy, zanim nas zoczą. Ruszajmy. -pocałował kobietę i ruszyli pewnym krokiem, a czarne wstęgi cienia strzeliły w powietrze, by po chwili okryć ich ciała płaszczem, którego nie był w stanie przeniknąć wzrok. Przynajmniej z zewnątrz.
Feodaron
Wysłany: Wto 20:12, 05 Lut 2008
Temat postu:
Lingrekh poszedł do zbrojowni. Zaświecił pochodnię i znalazł starą, ale bardzo ładną zbroję. Składała się ona z granatowo-srebrnego krisu, karwaszy, nagolenników, lekkich i peleryny. Elf wziął zbroję i zabrał do warsztatu. Rozpalił ogień w kuźni. Nie zapomniał lekcji kowalstwa, jakich udzielał mu ojciec. Zbroja była zużyta więc wymagała przekucia i kilku poprawek. Już po chwili pracy zbroja była gotowa. Lingrekh nałożył ją na drewnianego manekina i wyniósł na korytarz.
-Zulisie-po chwili elf zjawił sie-kiedy dam ci znak, wniesiesz to do pokoju Feodarona. Elf skinął głową. Razem wnieśli manekina na górę. Lingrekh wszedł do pokoju.
-Witaj, jak sie czujesz?
-Jestem słaby, ale coraz lepiej.
-Wiesz co, zupełnie bym zapomniał. Wszystkiego najlepszego. Zulis!!-Po tych słowach elf wniósł manekina z błyszczącą zbroją.
-Nie, to przecież, moja stara, zbroja. Nie używałem jej od czasu gdy ten ogr ją wygiął . Zastąpiła ją moja kamizelka.
-Pomyślałem, że przyda w twojej podróży.
-Skąd wiesz, że wyjeżdżam niedługo?
-Co wyjeżdża pan? Myślałem, ze już pan zostanie-wtrącił się Zulis.
-Ty nie usiedzisz długo w miejscu, prawda?? Znam cię. Ile jeszcze zostaniesz.
-Pobędę Zulisem jeszcze parę dni i jadę. Zbroja mi się przyda.
-Ty to masz pecha. Mieć 93 urodziny i leżeć w łóżku.
-Ale od obrażeń bitewnych. Możesz mi podać czarną flaszkę z kredensu?
-Oczywiście-elf wstał i przyniósł butelkę. Feodaron wypił kilka łyków napoju.
-Od razu lepiej. chyba mogę wstać.
-Jesteś pewien? Jesteś wyczerpany.
-Jestem wytrzymały-Półelf wstał. Poruszał się powoli, potrzebował czasu na odzyskanie sił-Zulisie, pomóż mi ubrać zbroję.-powiedział. Stary elf pomógł mu ją założyć. Pasowała idealnie.
-Jak wyglądam?
-Niesamowicie...-powiedział Zulis.
-Dziękuję. Przyda się na pewno. Jeszcze raz wam dziękuję.
-A my jeszcze raz życzymy panu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin-powiedział Zulis. Feodaron uśmiechnął się. Ściągnął zbroję.
-Teraz muszę odpocząć.
-Prześpij się, to ci dobrze zrobi-powiedział Lingrekh i wyszedł. Feodaron położył się i prawie natychmiast zasnął.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Wto 19:40, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Wstawaj. Obódź się olbrzymie. No wstawaj. Rada nie będzie czekała wieczność.
Endugu z wolna otworzył oczy. Jego oczom ukazał się ten sam "przyjazny" Elf, który był u niego wcześniej i dwa rosłe stworzenia, których wcześniej nigdy nie widział.
-Spałeś dobrych kilka godzin. Mam nadzieję, że jesteś wypoczęty, gdyż czeka Cię chyba walka.
-Walka?
-Tak.. Rada chce sprawdzić, czy plotki o twojej sile są prawdziwe.
-Rada? Dlaczego miałbym walczyć? Żeby ich zadowolić?
-To już nie mój interes. Ja mam cię tylko utrzymać przy zdrowych zmysłach. Przynajmniej przez jakiś czas. Masz.. Pewnie jesteś głodny.- podstawił mu bochenek suchego chleba i trochę wody pod sam nos -Nie bój się, nie jest zatrute.
Elf rozplątał mu ręce, by ten mógł zjeść. Gdy tylko skończył, dwa stwory wzięły go za ręce i wlekły go przez długi korytarz.
-Jesteśmy pod ziemią?
-W rzeczy samej. Tutaj nie sięgnie nas żadna magia z zewnątrz. Tak po prawdzie to wolę siedzieć na słońcu ale im się tu chyba podoba.- zagaił Elf. -Gdybyś czegoś chciał, wołaj Warriva, tak mnie zwą.
-Ja jestem Endugu. Podałbym ci rękę ale jak widzisz nie mogę.- druid przeszył go wzrokiem. -Dlaczego trzymasz z nimi? Wszyscy nagle postanowiliście zejść na złą drogę?
Ten w odpowiedzi się uśmiechnął.
-Jest mi obojętne z kim trzymam. Czy są to Elfy, Ludzie,Orki czy nawet Trolle... Nieważne. Jeśli żyję i mogę się cieszyć wolnością...
-Ty to nazywasz wolnością?
Oboje zamilkli. Po dłuższej chwili dotarli wkońcu do wielkiej jamy, której tylko środek był oświetlony. W świetle Endugu mógł zobaczyć, że stwory, które go 'niosły', były Trollami. Rzuciły go na środek i zdjęły amulet.
-Nie stawiaj oporu, przyjacielu. Nie warto.
Erewis
Wysłany: Wto 19:18, 05 Lut 2008
Temat postu:
Erewis bez słowa wyszła z domu. Spojrzała na Karafaga i usiadła spokojnie na zwierzęciu. Usiadł przy niej Vincere i objął ją w pasie.
-Musimy być na wszystko gotowi... Drowy to okropne istoty a i elfowie to bardzo sprawni wojownicy. Zresztą, o elfach to ci niepotrzebnie mówiłam... Ruszajmy.
Ruszyli przed siebie pędząc w to miejsce gdzie Erewis delikatnie nakierowywała zwierzę. Biegli tak jakiś czas, aż w końcu Erewis zatrzymała Karafaga.
-Tam jest wylot przez który przeszłam. Chyba powinniśmy obrać jakąś strategię.
Cis
Wysłany: Wto 18:50, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Tak. Chodźmy. Mam w torbie wszystko, co niezbędne do przeżycia przez około tydzień dla nas dwojga. Jeśli zabraknie, będziemy polować. Możliwe, że opuszczamy ten dom już na zawsze... Będę tęsknił za promieniami zachodzącego słońca odbijającymi się od wody i padającymi na Ciebie... Tylko za tym jednym widokiem. Zbrojownię oczyściłem. Cały oręż jest w torbach. Karafag czeka za domem. Chodźmy...
Erewis
Wysłany: Wto 18:10, 05 Lut 2008
Temat postu:
Erewis i Vincere doszli do domu półelfa. Erewis rozejrzała się po pustym mieszkaniu i poszła w stronę swojego bagażu. Zarzuciła na siebie płaszcz, a następnie wzięła do ręki fioletową fiolkę i wypiła jeden łyk. Jej skóra przybrała zdrowszy kolor i czuła się wypoczęta. Następnie sięgała po swoją kuszę i kołczan. Uzbrojona stanęła przez ukochanym i spytała
-Idziemy?
Feodaron
Wysłany: Wto 17:35, 05 Lut 2008
Temat postu:
Lingrekh wrócił do domu Feodarona.
-Zulisie!!-zawołał. Po chwili elf pojawił się przed im.
-Tak, panie?
-Co z Feodaronem?
-Na razie nic, bez zmian.
-Aha. A czy Feodaron wyciągał coś ostatnio ze zbrojowni lub ze skarbca??
-Tylko siodło dla smoka. Niestety już go nie użyje.
-Niestety. Dziękuję-powiedział i poszedł na górę. Feodaron dalej leżał nieprzytomny. Lingrekh usiadł przy nim. Nagle półelf poruszył ręką. Powoli otwierał oczy.
-Gdzie, co...-zaczął mamrotać.
-Leż spokojnie. Jesteś u siebie w domu. Królowa żyje i jesteśmy bezpieczni, ale szykuje nam sie wojna z drowami.
-Gdzie Cortal??
-On...Dostał.. W głowę od drowa z łuku...
-Ale chyba nie...
-Tak, harbińska miedź.
-Ze smocza trucizną?
-Tak z nektarem Verr...
-Więc to już koniec??
-Ta..ak-Lingrekowi głos się załamał. Feodaron nie wyglądał na zmartwionego-Ty nie żałujesz tego, prawda??
-Cortal dawał mi nowe możliwości. Razem byliśmy silniejsi, wspaniale nam szło latania, moja magia była silniejsza... Ale znasz mnie... Jestem samotnikiem... Nie lubię dzielić się z kimś myślami. Chciałem na zawsze być wolny i niezależny od nikogo. Cortal ograniczał mi ta wolność.
-Ale chyba nie chciałeś jego śmierci, nie planowałeś tego?
-Nie, ja byłem jeźdźcem, on smokiem, łączyła nas więź. Byliśmy przyjaciółmi, nie chciałem by umarł... Ale gdybym mógł zrezygnowałbym z przysięgi... Która wiąże na całe życie. Jakim cudem ja żyje??
-Gdy ginie smok, zostaje zniszczona cała więź między nim a jeźdźcem. niewielu to przezywa, ty jesteś silny wiec żyjesz, ale dawno nie byleś tak blisko śmierci. Gdybyś był połączony myślami z nim, albo siedział na nim to już byś nie żył.
-A Rahagen?
-Nie żyje-na twarzy obu mężczyzn pojawił się uśmiech.
-Nie mógł mnie sięgnąć. Coś kierowało moja siła, moją ręką, to dlatego żyje..
-Wiesz co to mogło być?
-Broszka. Zapamiętała Rahagena i magia w niej zawarta mnie chroniła.
-Więc na coś się przydała. A gdzie ona jest?
-Dałem ją Asmenie. Jestem, zmęczony...
-Niedługo powinieneś odzyskać siły, teraz odpoczywaj...-powiedział i wyszedł z pokoju
Cis
Wysłany: Wto 16:58, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Dobrze... Masz rację... Nie masz nawet kuszy. Ale Feodaron nam raczej nie pomoże... On jest teraz bardzo chory.
Ruszyli w kierunku Gon.
Erewis
Wysłany: Wto 16:43, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Jesteś bardzo wytrawnym wojownikiem, ale zobacz... Ja nie mam przy sobie broni, ciebie teraz ogarnęła złość. Wypije coś na wzmocnienie, znajdziesz dla mnie jakąś broń, wezmę swoja kusze i ruszymy, dobrze? Wejdziemy jeszcze do Feodarona...
Cis
Wysłany: Wto 16:36, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Musimy tam iść. Moja matka jest nieprzytomna... Djur pewnie już... Och... Kochana... Dobrze, że jesteś... Niestety teraz nie ma już bezpiecznego miejsca dla nas, a trzeba uratować resztę! Musimy tam iść. Bez względu na to, co i ile tego tam czeka... -Półelf pozwolił płomieniom ogarnąć swoje ramię. -Pójdziemy tam? Razem? I uwolnimy naszych przyjaciół?
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Wto 15:49, 05 Lut 2008
Temat postu:
W międzyczasie Endugu wciąż oczekiwał na Elfa, który miał mu wydać surowce na odbudowę pałacu. Dwóch pachołków, których dostał do pomocy, zniknęło jakiś czas temu w sąsiednim pomieszczeniu. Druid postanowił sprawdzić, czy wszystko w porządku i gdy tylko przeszedł przez próg, poczuł potężny cios w głowę.
Obudził się w ciemnym, małym pomieszczeniu. Był skrępowany od stóp do szyi. Zdołał usiąść i próbował się wydostać z więzów, jednak nie mógł się nawet przemienić. Rozejrzał się i zauważył, że do sznura, którym był związany, przyczepiony był mały amulet. Po chwili szedł jakiś Elf, wrzucając do ciasnego pomieszczenia nieco oślepiającego światła.
-Nareszcie wstałeś, olbrzymie. Samo przeniesienie Cię tutaj było dla nas problemem. To cacko też słono nas kosztowało.
-Insygnia Demona. Skąd to wzięliście?
-Nie twoja w tym głowa, przyjacielu. Lepiej odpocznij. Rada ma co do ciebie jakieś plany. -poklepał Półelfa po tarzy i wyszedł przez małe drzwi.
"Przyjaciel.. też coś"
Oparł się o ścianę i po krótkiej chwili zasnął.
Erewis
Wysłany: Wto 15:21, 05 Lut 2008
Temat postu:
-Wiem gdzie to jest, ale nie możemy tam ruszyć sami. Musimy iść do Feodarona. Nie możemy teraz tam iść... -dziewczyna patrzyła na ukochanego, byłą bardzo zmęczona, chwiała się a nogach.
Cis
Wysłany: Wto 14:21, 05 Lut 2008
Temat postu:
Vincere biegł przez las w rozpaczy nasłuchując najdrobniejszych szmerów lub najlżejszych ruchów między drzewami. Nagle tuż przed sobą ujrzał postać, czarną na tle jeszcze ciemniejszego lasu. Stanął za drzewem. Gdy tylko usłyszał jej kroki wystarczająco blisko, wypadł zza drzewa i złapał ciemną postać. Okazała się nią być Erewis...
-To.. TY! Kochana! Gdzie byłaś? -Obejmował ją mocno, jakby już nigdy nie chciał wypuścić ze swych ramion nikogo tak dla niego ważnego. -Gdzie reszta?
Erewis
Wysłany: Pon 21:48, 04 Lut 2008
Temat postu:
Dziewczyna podniosła głowę, znajdowała się w ciemnym miejscu. Znowu miała związane ręce i nogi. Rozejrzała się i wytężyła wzrok. Była sama. Nie wiedziała co się dzieje.
-Jest tu ktoś? -spytała drżącym głosem. Nikt jej nie odpowiedział. Zaczęła myśleć, jak dać komuś znać, że tu się znajduję.
-Witam- usłyszała głos za pleców. - Jesteś nam potrzebna, więc nie buntuj się, nie krzycz. Jesteśmy pod ziemią, nikt cię nie usłyszy. Jestem Longinus. A ty jako człowiek spłodzisz, naszemu panu dziecko. Usłyszał już o twojej urodzie. Masz pecha znajdując się tu... Mógłby sobie wziąć jakąś kobietę elfów, ale niektórzy z nas, buntowników, by nie zgodzili się na gwałt na jakieś z naszych kobiet. Po za tym... Przyszłość jest w ludziach, a nie w elfach.- Erewis myślała nad tym co mówi elf i postanowiła to wykorzystać
-Sam pan? Miała bym być więc waszą panią?- spytała dziewczyna z uśmiechem.
-Na to wygląda- odpowiedział Longinus.
-To wspaniale! Ale... Och -Erewis udała smutek- Ja jestem dziewicą...
-W czym problem? -Spytał zdziwiony elf.
-Drowy to istoty bardzo gwałtowne...- powiedziała zalotnie Erewis patrząc prosto w jego oczy. Elf tylko się zaśmiał i nachylił się nad nią. Wyjął sztylet i przeciął sznury u nóg. - A ręce? Chcę, żeby nie tylko mi było dobrze...-
Elf uśmiechnął sie i przestał myśleć, jego pożądanie było ogromne. Szybko rozwiązał sznur i położył się na niej. Erewis powolnym ruchem jedną ręką rozwiązywała gorset, po chwili szybkim ruchem sięgnęła po nóż i przeciągnęła ostrzem po jego szyi. Wstała, starając się nie myśleć o swoim czynie. Zaczęła się zakradać przez korytarz. Usłyszała kroki, ale szybko schowała się w cieniu. Idąc korytarzami zrobiła tak kilka razy. W końcu znalazła niewielki wylot powietrza. Powiększyła go nożem i jak najciszej przedarła się przez otwór. Rozejrzała się po okolicy i zaczęła szybko biec w stronę gdzie las był rzadszy. Jej miłość dała jej siłę. Biegła bardzo szybko, aż w końcu wpadła na postać, a nią okazał się Vincere. Zdyszana patrzyła na niego a jej ręce były we krwi.
Cis
Wysłany: Pon 21:13, 04 Lut 2008
Temat postu:
Vincere myślał. Nie miał pojęcia, jak mogli porwać dwie dorosłe kobiety i Djura nie zostawiając śladów. Djur, no jasne!
Djur!
Gdy nie usłyszał reakcji zawołał jeszcze raz.
Djur! Gdzie jesteście? Djur!
Jednak i to okazało się bezcelowe. Było już ciemno. Vincere jednak nie miał zamiaru się poddać. Założył z powrotem zbroję i przytroczył miecze do pasa. Wyszedł zamykając dom jednym z zaklęć, jakie znał jeszcze od matki, która rzuciła zaklęcia chroniące dom. Ruszył w las...
Erewis
Wysłany: Pon 20:58, 04 Lut 2008
Temat postu:
Erewis śledziła wzrokiem Vincere, gdy po chwili poczuła czyjąś rękę. Już chciała sięgnąć po stzylet przy nodze, gdy nagle poczuła senność. Osunęła sie prosto w ramiona nieznajomego. Zobaczyła postać z chusteczką w reku usypiającą Djura. Cały obraz nagle zniknął.
Cis
Wysłany: Pon 20:41, 04 Lut 2008
Temat postu:
Vincere myślał o matce. "Jak można dopuścić się takiego czynu?!" -myślał. Ale jest przy niej Longinus, żołnierz elficki... Żołnierz... Nagle jego myśli trafiły na mur.
-Arianna! -Wykrzyknął i pobiegł na górę bez słowa.
Jednak spóźnił się, gdyż nie było tam już ani jej, ani Longinusa. Przestraszony rzucił się do sąsiednich pokoi szukając swej matki. Bez skutku. Zbiegł na dół.
-Nie me jej! Erewis! Nie ma... -nie dokończył. Erewis też już nie było. Vincere przerażony rzucił się do drzwi, lecz nikogo na dworze nie było. Pod koniec dnia już nawet elfy nie spacerowały po uliczkach obrzeży Gon. Vincere pobiegł na brzeg gęstego lasu, ale i tam nikogo nie zoczył. Biegał dookoła domu, ale i to nie dało mu nadziei. Serce waliło mu, jak troll chcący się wyrwać z klatki jego własnego ciała. Był we wszystkich miejscach dookoła domu. Nie znalazł nawet najmniejszego śladu kroków. Nie słyszał nic, gdy je porywano. Erewis nawet nie pisnęła. Nie było Arianny, Erewis, Djura. Nawet Endugu gdzieś przepadł. Vincere chciał to sobie jakoś ułożyć w głowie, lecz w żaden sposób nie umiał. "Przyniosłem to lekarstwo od Godpusa... Od Godpusa, no jasne! On też! Jak ja mogłem mu zaufać... Och.. Jak mogłem..." Vincere nie miał pojęcia co robić. Przeszukał więc jeszcze raz dom i cały teren dookoła. Nic nie znalazł. Jakby po prostu zniknęli...
Erewis
Wysłany: Pon 20:17, 04 Lut 2008
Temat postu:
Erewis wziełą buteleczkę i bez słowa wypiła szybko jej zawartość. Poczuła w ręce bardzo dziwne uczucie: czuła się jakby jej rosła ręka od wewnątrz. Po kilkunastu minutach ból powoli ustępował.
-Dziękuje ci - powiedziała całując ukochanego -Co teraz?
Cis
Wysłany: Pon 20:12, 04 Lut 2008
Temat postu:
-Żyje. Została otruta... Chcieli, byśmy spalili ją żywcem! -Dłoń Vincere Lekko poczerniała. -Przenieśliśmy ją tutaj, póki nie wydobrzeje. Martwi mnie jednak jedna rzecz... Nie mamy żołnierzy, by się bronić, trzeba powiadomić całe Aldashire... A to wymaga Karafagów... Ale Ty się nie przejmuj, kochana. Leż, odpoczywaj, Twoją ręka musi się zrosnąć. Ja idę po Godpusa. On ma lekarstwo, dzięki któremu zrośni się bardzo szybko. Zdążył już na pewno pomóc Feodaronowi. Niedługo wrócę. -Pogłaskał leżącą i ucałował jej piękne, połyskujące od łez usta.
Wyszedł szybko. Zamknął drzwi. Pobiegł do domu Feodarona.
Po drodze myślał o zdradzie Kartasa. Może nie tylko on zdradził... Na pewno nie tylko drowy brały udział w zdarzeniach tej nocy. Z pewnością wybrali Kartasa, bo był kiedyś wojskowym. Gdyby nie jego chora żądza, nie dałby się tak łatwo zabić. Vincere myślał gorączkowo i postanowił nie ufać już żadnemu elfowi.
Gdy był na miejscu, zapukał, a po chwili otworzył Godpus.
-Witaj, p...
-Witaj, Godpusie. Musisz mi dać Lill. Muszę komuś pomóc...
-Dobrze, zaczekaj, chwilę, zaraz przyniosę.
Vincere usiadł na drewnianej poręczy i czekał patrząc na skaczące nad jednym z domów na przeciwko wiewiórki.
Godpus wrócił z małą buteleczką zawierająca przezroczysty płyn.
-Dziękuję Ci. -Rzekł Vincere i chciał odejść.
-Może wejdziesz zobaczyć się z Feodaronem? -zatrzymał go elf.
"Nikomu nie ufać." -pomyślał szybko Vincere.
-Nie, Godpusie, muszę już wracać. Ktoś mnie potrzebuje...
I wrócił do domu, gdzie usiadł od razu przy ukochanej wręczając jej buteleczkę.
Erewis
Wysłany: Pon 19:47, 04 Lut 2008
Temat postu:
-Ale mi nie chodziło o mnie.. Tylko o Ciebie-Erewis ciągle płakała, ale była już spokojniejsza. Zmęczona położyła głowę na kolanach Vincere- Bardzo cię kocham, więc nie chciałam narażać cię na wybór... Im na tym zależało... Wydaję mi się, że gotowi będą uczynić to jeszcze raz. Ale Ciebie musi strasznie boleć serce... Zdradził cię twój stary przyjaciel. Jak on mógł... Ah... A co z twoja matka?
Cis
Wysłany: Pon 19:26, 04 Lut 2008
Temat postu:
-Kochanie... -Vincere przytulił ją mocno uważając, by jej złamana ręka leżała spokojnie obok. -Rozumiem, że chciałaś pomóc. I nie przepraszaj, a tym bardziej nie błagaj mnie. Przecież wiesz, że Ci wybaczę. -Przytulał ją całując w głowę. -Jak mógłbym nie wybaczyć? Przecież... Nie uciekaj więcej, proszę. Ten dom jest bezpieczniejszy, niż Ci się wydaje... Chroni go... Bardzo stara magia nad nim czuwa. Nic Ci się tu nie może stać...
Erewis
Wysłany: Pon 18:22, 04 Lut 2008
Temat postu:
Erewis odetchnęła kilka razy o zaczęła mówić szeptem:
-Gdy usłyszałam, że twoja matka nie żyje, przeczułam że coś złego dzieje się. Nie chciałam..-jej głos sie urwał, po chwili znowu zaczęła mówić- żeby mnie wykorzystali przeciwko tobie. widziałam jak zareagowałeś na śmierć swojej matki, na rany swojego brata... Niestety miałam rację... Ja chciałam dla twojego dobra, a wyszło gorzej... Myślałam, że jak szybko ucieknę to będziesz mógł spokojnie oddać sie wojnie... -Erewis zaczęła płakać i podkuliła nogi. - Nie śmiem cię prosić o wybaczenie... Ja cię błagam...
Cis
Wysłany: Pon 17:42, 04 Lut 2008
Temat postu:
-Spokojnie... Jak to uciec? Opowiedz mi wszystko od początku, proszę. -Vincere mówił spokojnym, lekko ściszonym głosem.
Erewis
Wysłany: Pon 17:37, 04 Lut 2008
Temat postu:
Erewis siedziała i czuła sie okropnie, zbierało ją na wymioty. Odwróciła sie i spojrzała na Vincere. Była przerażona i cała się trzęsła. Odsunęła liżącego ją Djura i powiedziała cicho:
-Ja... Chciałam uciec... to moja wina... -na twarzy Erewis pojawił się ból.- Przepraszam cię bardzo, jeśli nie wybaczysz mi zrozumiem...- po policzkach Erewis spływały łzy.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Pon 17:09, 04 Lut 2008
Temat postu:
Endugu wykonał polecenia Półelfa, lecz później poczuł się potrzebny gdzie indziej. Wyszedł z chaty i udał się w stronę pałacu. W końcu gdyby nie on, pałac może nie byłby tak zniszczony. Pnącza już ustąpiły, a wewnątrz roiło się od Elfów, zabezpieczających ruiny przed całkowitym zawaleniem i wyciągających to, co mogłoby się jezcze przydać. Podszedł do jednego z nich, ubranego w nieco bardziej wykwintne szaty, trzymającego w ręku kawałek papieru.
-Mógłbym wam w czymś pomóc?- zagaił do niego. Ten w odpoiedzi odskoczył nieco, gdyż Endugu przewyższał go wzrostem.
-Ty pewnie jesteś tym druidem, który jest odpowiedzialny za zniszczenie pałacu. Tak, możesz pomóc. Udaj się do składu zapasów i wręcz ten papier siedzącemu tam Elfowi.- mówiąc to dał mu papier. -Pójdzie z tobą dwóch moich ludzi.
Półelf odszedł nieco zaskoczony. Wiedział, że zniszczenia, które wyżądził były.. co najmniej spore, lecz takiej reakcji się nie spodziewał. Szedł za dwoma młodymi Elfami, szemrającymi coś między sobą. Co jakiś czas spoglądali na niego ze strachem. Dotarli wreszcie do składu. Był to ten sam budynek, w którym wcześniej był z Vincere. Wewnątrz nikogo nie było. Jeden z Elfów zaczął nawoływać w ich języku.
Cis
Wysłany: Pon 16:26, 04 Lut 2008
Temat postu:
-Masz rację, bracie. Jestem tutaj bardzo potrzebny. Jednak perspektywa podróży kusi bardzo... Obiecuję Ci, że gdy tylko ta wojna się skończy, przybędę z pomocą. Przybędziemy razem. Teraz wybacz, muszę iść, czuwać przy matce. Powinienem tam być przez całą noc... -Półelf wybiegł z chaty i popędził przez Gon do matki.
Djur, gdy się zbudzi, przekaż jej jakoś, że jestem z matką, a ona żyje.
Gdy przybył do Świątyni, czterech elfów podnosiło właśnie jego matkę. Chcieli zanieść ją już na tratwę.
Wpadł na schody prowadzące na podwyższenie, na którym leżała Arianna.
-Zostawcie ją! Ona żyje!
Elfy natychmiast opuściły królową z powrotem na kamulec. Trochę zbyt natychmiast... Królowa stęknęła cicho.
-Zostawcie ją! -półelf złapał pierwszego elfa i pociągnął do wyjścia przechodząc obok. Ten prawie spadł ze schodów. Vincere uklęknął przy matce.
-Już jestem, matko. Wydobrzejesz... Zaniesiemy Cię z Longinusem do mego domu... Tam ozdrowiejesz... Longinusie! -elf w srebrnej zbroi odwrócił się w stronę Vincere, gdy już miał opuścić Świątynię Czuwania.
-Tak?
-Pomóż mi.
-Już.
Zanieśli królową do chaty Vincere.
-Endugu, otwórz drzwi do pokoju mojej matki. Na piętrze po prawej. Pospiesz się.
Położyli królową na jej łożu.
-Longinusie, czuwaj tutaj, ja idę do Erewis.
-Tak.
Vincere zszedł na dół, gdzie Erewis już nie spała i jadła Surrię. Djur leżał przy niej i zlizywał słodki sok z jej brody.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Pon 15:25, 04 Lut 2008
Temat postu:
Druid miał poważną twarz.
-Musisz... Musimy jak najszybciej zająć się sprawami tutaj. Wojna, która nas czeka, będzie bardziej niszcząca w efekcie, niż ta, która ma teraz miejsce.- Mówiąc to stał przy oknie i wpatrywał się w pracujące na zewnątrz Elfy. Endugu spojrzał bystro na Vincere. Mimo przygód, które przeżył do tej pory, jego doświadczenie nie było wystarczające to tej podróży. Przysiadł naprzeciw niego.
-Gdy tu skończymy, muszę udać się na szczyt Arreat. Myślę, że powinieneś zostać ze swym ludem, z Erewis. Potrzebują Cię bardziej niż ja.
Feodaron
Wysłany: Pon 15:18, 04 Lut 2008
Temat postu:
Godpus zauważył, że słońce wstało. Pożegnał się z Zulisem i wyszedł. Gon było spokojne jak co dzień, jakby wojny wogóle nie było. Doszedł do swojego domu zaparzył herbatę.
Lingrekh siedział przy nieprzytomnej królowej.
-Gdzie jest Vincere??-zapytał siedzących elfów.
-Wybiegł razem z tym druidem, Endugu. Jeśli nic im się nie stało powinni już być.
-Czy jego nie obchodzi ciało matki?? Jeśli w ciągu godziny sie tu nie zjawi będziemy sami musieli zająć się jej ciałem, a wolałbym żeby on to zrobił. Chcę wracać do Feodarona...
Feodaron dalej leżał nieprzytomny. Jego serce już biło, naga, umięśniona pierś unosiła się i opadała równomiernie. Oddychał. Były coraz większe szanse, że przeżyje. Wyglądał jakby spał... Mimo że jego dusza była w ciele toczył bój o przeżycie...
Cis
Wysłany: Pon 15:04, 04 Lut 2008
Temat postu:
Vincere omiótł wioskę dokładnym spojrzeniem. Domy stały, jak dawniej, elfy krążyły uliczkami niosąc kosze z owocami, deski, gałęzie, lub nawet kwiaty. Wszystko wyglądało, jakby tej nocy nic się nie stało. Jakby nie wybuchła wojna, a pałac nadal stał i czekał, aż robotnicy wezmą się za odbudowę. Właściwie nadal czekał na odbudowę, ale teraz już od podstaw. Grube, kamienne mury i piękne niegdyś wieżyczki poprzekłuwane były pnączami druida. Widać było tez dym wydobywający się z dogasających już mebli, drzwi i podłóg.
Półelf wszedł leniwie na taras przed swoją chatą. Djur czekał już przed drzwiami, aż Vincere otworzy je, by mogli razem spocząć wewnątrz bezpiecznego, ogrzanego płomieniami z kominka domu.
Gdy weszli już razem do środka, półelf położył Erewis na miękkich matach w salonie przed kominkiem.
-Przyniosę, koce.
Wrócił po chwili z kocami i owinął nimi kobietę. Wyszedł do kuchni, by wrócić po chwili z bandażem i kawałkiem prostego drewna, które najwyraźniej służyło kiedyś w kuchni, gdyż było lekko nadpalone. Przyniósł także Surrię i gorący kubek z naparem z leśnych borówek.
-Muszę to zmienić -wskazał na skórzany pas i gałąź wyrwaną z leśnego krzaka. Odwiązał delikatnie pas i odłożył go na bok, wrzucając badyl do kominka.
Djur chyba wyczuł zamiar półelfa, bo siedział przy nich z mokrą gąbką w pyszczku. Vincere wziął od niego gąbkę dziękując i oczyścił nią twarz Erewis. Następnie drugą, czystą stroną gąbki oczyścił miejsce złamania i przyłożył byłą szpatułkę.
-Jedyna wystarczająco sztywna moim zdaniem... -powiedział cicho i owinął rękę bandażem.
-Wypij to, kochana i śpij. -pogłaskał ją i postawił tuż przed nią kubek z naparem. -Będę obok. -To powiedziawszy wrócił do kuchni, gdzie czekał na niego Endugu i przystąpili do rozmowy. Djur leżał zwinięty w nogach swej pani przed kominkiem i popiskiwał cicho. Na tyle cicho, by nikt tego nie słyszał. Sam nie wiedział, czemu to robi. Było mu bardzo smutno. Wiedział, że tej nocy wydarzyły się wielkie rzeczy. Straszne, ale wielkie.
Erewis
Wysłany: Pon 14:31, 04 Lut 2008
Temat postu:
Wtulona Erewis ciągle płakała i powtarzała:
-To moja wina, ale ja nie chciałam, ja przeprasza.. Ja błagam o wybaczenie. Ja na prawdę tego nie chciałam. Przeprasza... - Dalsze słowa urywały sie przez szloch i łkanie Erewis. W końcu dotarli do Gon. Powoli zaczęło świtać.
Cis
Wysłany: Nie 19:57, 03 Lut 2008
Temat postu:
Vincere przez cały ten czas pozwalał Erewis ściskać drugą dłonią swój przegub. Gdy rana się zabliźniła, szybko wyrwał z pobliskiego krzaka jeden z prostych, grubych badyli i przyłożył do złamanej reki obwiązując skórzanym pasem, którym wcześniej przywiązał do siebie Erewis.
-Musimy wracać. Zaraz wstanie świt, a Ty nie spałaś. Musisz wypocząć.
To powiedziawszy, wstał i podniósł delikatnie ukochaną. Przywiązał ja do siebie drugim pasem i ruszył w kierunku Gon przytulając ją i uspokajając.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 19:32, 03 Lut 2008
Temat postu:
Endugu chwycił jej rękę zaraz pod złamaniem. Wciąż krwawiło. Starał się być delikatnym, jednak dziewczyna nie ukrywała bólu.
-Teraz uważaj. Jak powiem trzy, zaciśnij zęby. Raz.. dwa.. trzy!- Pociągnął rękę mocno do siebie, aż coś chrupło. Kość wskoczyła. Rana wciąż jednak krwawiła i mogło dojść do zakażenia. W dodatku kość musiała się zrosnąć. Narysował dwa małe kręgi i przyłożył trawę do rany. Delikatny blask rozświetlił na moment okolicę, a trawa zniknęła. Z rany wyciekła bordowej barwy krew, a rana zniknęła.
-Wybacz. Nie udało mi się połączyć kości. Będziemy musieli ją unieruchomić na jakiś czas.
Erewis
Wysłany: Nie 18:55, 03 Lut 2008
Temat postu:
Erewis patrzyła na Vincere i płakała. Nie płakała jednak z bólu tylko ze złości na samą siebie. Jej ręka krwawiła, miała złamanie otwarte.
-Nie, nie chcę być już uśpiona... Możesz zaczynać.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 18:54, 03 Lut 2008
Temat postu:
Endugu wciąż stał oniemiały. Myśl o kolejnej wyprawie nie budziła w nim lęku. Ale fakt, że może już nigdy nie ujrzeć Asmeny go przerażał. Wtem usłyszał krzyk Vincere. Pobiegł szybko w jego stronę i zobaczył Erewis zwijającą się z bólu, zadanego jej przez Kartasa. Spojrzał na jej kończynę i nieco się przestraszył, gdyż takie rany leczył bardzo rzadko. Natychmiast jednak przyklęknął przy niej i dotknął jej ramienia. Delikatnie wodził po całej ręce palcem i odnalazł miejsce, w którym była złamana.
-Będzie bolało, a nie mogę Cię uśpić. Musisz być tego świadoma. Jesteś gotowa?
Cis
Wysłany: Nie 18:45, 03 Lut 2008
Temat postu:
Vincere nie wiedział o co chodzi Druidowi.
-Na szczyt świata? Gdzie to...
Nie zdążył jednak zadać pytania do końca, gdy usłyszał kobiecy pisk. Pobiegł do Erewis, która już siedziała i pozwalała lizać się Djurowi. Vincere klęknął przy niej i pogłaskał ją po głowie.
-Jesteś już... Czy wszystko z Tobą dobrze? -i w tej chwili zauważył ból na jej twarzy. Wcześniej pochłonięty gniewem nie widział jej złamanej reki. Teraz zobaczył to i przeląkł się.
-Kochana... Twoja ręka... Trzeba ją złożyć... Ale... Endugu!
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 18:37, 03 Lut 2008
Temat postu:
-To zbyt niebezpieczne. Nie panujesz nad swym gniewem. Mógłbyś go rozsadzić od wewnątrz, zabijając samego siebie. Pozwól, że ja to zrobię.
Druid nie czekał na odpowiedź. Narysował krąg i zanurzył się w mrocznym umyśle Elfa. Szybko dotarł do jego ciemnych zakątków. Tam zobaczył wielki krąg. Siedzieli przy nim jacyś czarodzieje. Po chwili wszystko stało się dla niego jasne. Na środku kręgu otwarłsię niewielki portal, a zjego wnętrza zaczęły się wyłaniać różne stwory.
"Nekromanci. A więc to Czarny krąg."
Cwilę po tym ujrzał Kartasa, rozmawiającego z jednym z magów. Nie słyszał jednak o czym rozmawiali. JUż miał opuścić jego umysł, gdy coś sobie przypomniał. Odnalazł wspomnienia o Barbarzyńcach. Znów znalazł się na wzgórzu, które widział w swych wspomnieniach. Teraz dopiero zobaczył jego ogrom. Mimo, że było to bardzo wysoko, żadne chmury nie zasłaniały widoku wokół. Zobaczył coś wspaniałego. Znajdował się małej osadzie, z której grupa ludzi, wzrostem dorównującym niedźwiedziom, wypędzała jakiegoś człowieka. On również miał podobną budowę. Wręcz ich przewyższał.
"Ojcze! Ojcze!"
Ten jednak go nie usłyszał. Wszystko zniknęło. Endugu zerwał połączenie.
-Wiem kto za tym stoi. Jednak czeka nas długa droga. Będziemy musieli naprawić wszystko tutaj, a potem... Musimy się udać na szczyt świata.
Cis
Wysłany: Nie 18:10, 03 Lut 2008
Temat postu:
-Dziękuję, że mnie powstrzymałeś bracie, właśnie miałem zatopić moje cienie w tym... -półelfa olśniło -może uda mi się odczytać jego myśli, tak, jak kiedyś wchodziłem do Twoich i Asmeny?
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 18:03, 03 Lut 2008
Temat postu:
-Nic wam nie powiem przeklęte mieszańce. Nie potraficie nawet utrzymać pokoju w naszej krainie. Zaczęliście się nawet zadawać z ludźmi. Jesteście siebie warci.- Elf zaśmiał się szyderczo. W odpowiedzi dostał cios w szczękę od Vincere. -Bijesz jak ta dziwka, książę.- znów się zaśmiał, a Vincere rzucił się na niego. Endugu ledwo go powstrzymał przed uśmierceniem Elfa.
-Ma dość. Jest nam potrzebny.
-Myślisz, że coś ze mnie wyciągniesz wygnańcu? Barbarzyńcy mieli słuszność, że wygnali Twego ojca. Nie nadawał się na wodza.
Druid ledwo panował nad nerwami. Dotknął czoła Elfa.
-Zaśnij.- Ścierwo zamilkło.
Cis
Wysłany: Nie 17:47, 03 Lut 2008
Temat postu:
I ruszyli. Vincere zdążył schować miecze, nim ciało pierwszego z elfów osunęło się z głuchym odgłosem na ziemię. Kolejnego powalił ciosem pod żebra tak silnym, że krew wyciekła mu przez usta. W tym czasie Druid zdążył zmiażdżyć trzeciego przeciwnik będącego drowem i unieruchomić przy ziemi ich przywódcę.
Vincere podszedł do nich, gdy Endugu próbował wyciągnąć z elfa jakieś informacje.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 17:42, 03 Lut 2008
Temat postu:
Druid chwycił Półelfa za ramię i ściągnął do ziemii.
-Stój. Oni mogą wiedzieć, kto zaczął to wszystko. Musimy ustalić, kto nimi przewodzi. Będzie wiedział najwięcej.
W tej samej chwili jeden z Elfów wydał rozkaz.
-Ktoś nas obserwuje. Przeszukać teren! Alarmować w razie czego!
-To ten. Nie naróbmy hałasu. Rakaniszu zostań z Djurem i pilnujcie Erewis. -Wstał powoli i zmienił się w wilkołaka. -Ruszajmy bracie.
Cis
Wysłany: Nie 17:31, 03 Lut 2008
Temat postu:
Vincere przyklęknął trzymając głowę wciąż nieprzytomnej Erewis na swym ramieniu.
-Musimy ich zabić. Oni chcieli... Kartas chciał... A oni mu pomagali... Chciał ją wziąć w jaskini... - Półelf zapłonął, ale szybko ugasił w sobie gniew, gdyż uświadomił sobie, że nadal miał przywiązaną do siebie Erewis. Odwiązał pasy.
-Djur pilnuj jej. Nie opuszczaj, ani na krok, jasne?
Gdy Djur pisnął cichutko i usiadł przy leżącej bezwładnie w cieniu krzaka Erewis, Vincere podniósł się i poszedł, by zmniejszyć populację zarówno drowów, jak i elfów.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 17:24, 03 Lut 2008
Temat postu:
Po drodze natknął się na Endugu. Ten siedział pochylony w krzakach. Wskazał mu lekkim gestem aby zniżył się i podszedł do niego. Obserwował grupę Elfów i drowów wspólnie pijących trunki nad ciałem zabitego jelenia.
-Nie tylko drowy tu zawiniły- rzekł półszeptem.
Cis
Wysłany: Nie 16:16, 03 Lut 2008
Temat postu:
Vincere dobiegł do miejsca, gdzie usłyszał krzyki. nikogo już tu jednak nie było. Poszukał chwilę i zobaczył trawę zrytą kobiecą stopą, gdyż w ziemię zbity był kawałek ułamanego obcasa. Znalazł ślady ciągnięcia ciała. Musiała być bezwładna.
-Parszywe szumowiny! -powiedział z pogardą. -
Djur, prowadź mnie po śladach. Widzisz je dużo lepiej ode mnie.
Gdy Djur pobiegł po śladach, Vincere popędził za nim. Po niedługim czasie Djur zatrzymał się wąchając, jakby w panice okolicę.
-
Nie ma. Musieli sie tutaj zatrzymać. Daj mi chwilę.
-
Pospiesz się.
Vincere usiadł w pozycji do medytacji. nie medytował jednak, a zbierał energię do czarów. Niezbędną do zaskoczenia wroga i zabicia, nim sie zorientuje, kto go atakuje.
Po pewnym czasie Djur pisnął głośniej i pobiegł w las. Vincere zerwał sie szybko i popędził za nim. Zastanawiał się, gdzie jest Endugu. Gdy Tylko usłyszał krzyk, przestał na niego zwracać uwagę. Zapomniał o nim. Natłok zdarzeń uniemożliwiał mu poniekąd racjonalne myślenie.
Śmierć matki. Wojna. Walka w pałacu. Nagła wiadomość o otruciu królowej. Krzyki Erewis.
Nie mógł sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Nie miał na to czasu. Myślał o tym, kto mógł porwać Erewis.
Gdy Djur zatrzymał się pod dużą sosną, Vincere wiedział, że nie zgubił tropu. Odnalazł jego koniec.
Za rozrośniętą, grubą, zakrywającą swymi konarami wejście do groty sosną usłyszał głosy elfów i drowów. Czekali cierpliwie z Djurem, by policzyć ile osób jest w jaskini. Siedzieli w ukryciu między korzeniami drzewa dobre dziesięć minut, a nowe głosy wciąż się pojawiały. Gdy już zrezygnowani mieli zajść z drugiej strony wejścia i improwizować, usłyszał, jak drowy wychodzą.
-Hail! -krzyknął jeden z drowów do elfa w środku i razem ze swoimi kompanami wyszli.
Vincere pamiętał, że elfich głosów naliczył jedynie pięć. Natomiast drowów było kilkanaście. Wsunął się pod kępy trawy obficie porastającej kamienie u wejścia i ujrzał pięciu elfów. W tym momencie jeden z nich się odezwał.
-Wyjdźcie. Mam tu coś ważnego do zrobienia...
Gdy jego kompani wyszli z jaskini, stanęli przed nią, rozległ się kobiecy krzyk. Vincere prawie wypadł spod trawy, by pozabijać wszystkich parszywych drani chcących skrzywdzić Erewis, ale w ostatniej chwili sie powstrzymał i leżał dalej cicho u ukryciu. Gdy elfowie usłyszeli krzyk, jeden z nich odwrócił się na chwilę patrząc w kierunku jego źródła.
-Nie chcę tego słuchać. Chodźmy coś upolować. Ssie mnie.
-Chyba powinniśmy tu zostać... -odparł drugi niepewnie.
-Myślicie, że on na prawdę przyjdzie? Nawet gdyby był na tyle odważny, by tu przyjść, czy uznałby, że warto? Przecież to jest CZŁOWIEK. To nie czuje, jak my. Jak powiedział Kartas, służy tylko do jednego. -powiedział śmiejąc się elf. Inni również się roześmiali. I wszyscy poszli zapolować. Vincere z największym trudem powstrzymywał się od ich zabicia, a gdy usłyszał imię Kartasa, znieruchomiał.
Próbował to przetrawić w swojej głowie. Nie umiał jednak pojąć jego zdrady.
Wyturlał się spod kępy traw i wpełzł do jaskini. Zauważył Erewis, nagą i bezbronną pod ciałem Kartasa. Wstał natychmiast. Erewis pisnęła, gdy Kartas próbował ją posiąść, ale nie broniła się. Zemdlała. Vincere pozwolił ogarnąć się płomieniom. Oplotły go, gdy skoczył wbijając miecz prosto w serce niczego nie spodziewającego się Kartasa. Stęknął cicho i osunął się martwy na bezbronną kobietę. Odsunął szybko jego bezwładne ciało z pogardą. Patrzył na swego dawnego przyjaciela. Smutek ogarnął jego serce. Owinął pospiesznie Erewis w suknię i pelerynę, jakie miała na sobie wcześniej i Podniósł delikatnie. Przywiązał ją do siebie skórzanymi pasami własnej broi i popędził do Gon wybiegając z jaskini. Chciał jak najszybciej złożyć ją w bezpiecznym miejscu i wrócić po zemstę.
Erewis
Wysłany: Nie 15:19, 03 Lut 2008
Temat postu:
Dziewczyna przebudziła się. Jednak nie mogła się poruszyć się i nic nie czuła. Powoli dochodziła do siebie i słyszała głosy:
-Ma być we.. dług planu! Plan do... bry!-krzyczał Kartas.
-Plan zostanie, ale nie zawahamy się jej zabić jeżeli on nie da nam to czego chcemy.- odparł nieznany Erewis głos.
-Da, kocha ją. Je.. jednak on musi zgi... nąć. Ma.. rny półelf... Po.. kochał. Nim się obe... jrzycie on tu.. tu będzie.
-Tobie też się ona podoba. Gładka całkiem, ale takie jak one służą do jednego- zaśmiał się a jego głosowi wtórowało kilka innych śmiechów.
Dziewczyna otworzyła oczy, uniosła głowę, ale po chwili jej opadła, ponieważ była bardzo osłabiona.
-Kartasie, twoja księżniczka sie przebudziła!- Zaśmiał się wielkiej postury człowiek. Z oczu Erewis popłynęły łzy. Nad sobą zobaczyła Kartasa. Chciała go odepchnąć, ale była bardzo słaba a do tego miała z tyłu związane ręce. Na jego twarzy pojawił sie drwiący uśmiech.
-Pozwólcie, że sko.. sztuje tego owocu- po tych słowach nachylił się nad nią i zdjął z niej płaszcz. Erewis zaczęła krzyczeć,a on uderzył ją w twarz. - Chcesz to.. to może boleć!- jednak dziewczyna dalej krzyczała, a postaci w jaskini śmiali sie głośno. Zdenerwowany jeszcze raz ją uderzył, a następnie zakneblował jej usta. Powoli zaczął rozwijać jej gorset, Erewis płakała i miała ochotę umrzeć. Kopała go, jednak to na nim nie robiło wrażenia bo jej ciosy były bardzo słabe. Ona sama czuła, że zaraz zasłabnie. Gdy Kartas rozwiązał jej gorset, dotknął jej pierś, a drugą ręką przesuwał po udach w górę. Erewis czuła, że za sekundę z bólu psychicznego zasłabnie. Jednak jakieś nowe postaci pojawiły sie w jaskini. Półprzytomna spojrzała na drowy niosące zwłoki. Kartas ze wściekłością wstał, a ona zemdlała.
Feodaron
Wysłany: Nie 13:46, 03 Lut 2008
Temat postu:
Feodaron leżał nieprzytomny. Ciałem był w pokoju, ale jego dusza była gdzie indziej. W jego umyśle pojawiały się obrazy. Skok... Strzała... Grot z harbińskiej miedzi... Ryk... Straszny ból... Błysk światła..Potem ciemność... Teraz w jego umyśle nie było niczego...
Godpus, Lingrekh i Zulis siedzieli przy nim. Wuj opowiadał uzdrowicielowi całe zdarzenie.
-Zabrałem strzałę. Harbińska miedź+ nektar verr-mówił Lingrekh.
-Feodaron nie dostał?
-Nie.
-Całe szczęście, że nie siedział wtedy na nim... Miejmy nadzieję, że nie porozumiewał się z nim w trakcie uderzenia.
-Na pewno nie. Feodaron kiedy atakuje nie myśli o mieczu i o celu. O tym, ze zaraz miecz przetnie ciało biednej ofiary... Jeszcze że jego przeciwnik był silny widać było, że całą swą energię włożył w cios. Nie, na pewno się nie kontaktował.
-No więc jest szansa. Gdybym miał wyciąg z chy-chy byłbym spokojny o jego zdrowie. A bez niego.. Ma tu gdzieś jakieś mikstury czy ingrediencje?
-Tu w kredensie. Jak wiesz moja siostra była uzdrowicielką więc zostawia swojemu synowi trochę lekarstw-powiedział Lingrekh. Stary elf podbiegł do szafki, pogrzebał w niej i wyciągnął jakąś maść. Ściągnął kaftan Feodarona i zaczął smarować na jego piersi dziwne znaki. Potem położył rękę na czole półelfa. Wszedł do jego umysłu. Jego dusza była podzielona, była już częściowo w kranie śmierci. Musiał ja stamtąd wyciągnąć. Wziął strzałę i przeciął grotem skórę na piersi Feodarona. Półelf drgnął. Jego dusza zawróciła. Godpus musiał ja wyciągnąć z krainy wiecznych łowów. Stoczył niesamowity bój. W końcu dusza Feodarona wróciła na właściwe miejsce. Była bardzo osłabiona i zszarpana ale była... Godpus otworzył oczy.
-Jego dusza, umysł już jest w ciele. Teraz jego przeżycie zależy tylko i wyłącznie od niego. Jest silny, może przeżyje-powiedział. Uleczył jeszcze zranienie na piersi.-Ja tez muszę odpocząć.
-A ja muszę wracać do wojska-powiedział Lingrekh i wyszedł. wybiegł z domu. Już po chwili dobiegł do świątyni. Usiadł przy królowej...
Cis
Wysłany: Nie 13:15, 03 Lut 2008
Temat postu:
-Przecież Godpus z nim jest. -odparł Vincere spokojnie. -na pewno się nim już zajął. Godpus jest najlepszym uzdrowicielem w Gon.
-Słyszeliście to? -powiedział Endugu.
-Tak... To chyba... -W tym momencie obaj wybiegli ze Świątyni Czuwania. Vincere rozejrzał się skanując bystrym wzrokiem okolicę.
Kolejny krzyk. Vincere był już pewien.
-EREEEWIIIS!
Nikt nie odpowiedział.
Półelf pobiegł, co sił do miejsca, gdzie usłyszał krzyk ukochanej. Po drodze pomagały mu cienie, a Djur biegł wiernie przy jego boku. Myśli w głowie łowcy szalały, jak nigdy.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 13:09, 03 Lut 2008
Temat postu:
Druid słuchał tej rozmowy z niepokojem. Feodaron nie był dla niego nikim ważnym, ale nie chciał jego śmierci. Już miał zaproponować pomoc, gdy usłyszał jakiś krzyk.
-Słyszeliście to?
Erewis
Wysłany: Nie 12:58, 03 Lut 2008
Temat postu:
Erewis zmęczona biegiem ukucnęła pod drzewem. Cała się trzęsła, jej oddech był szybki i nierówny. Patrzyła się na gwiaździste niebo i była zamyślona. Łzy płynęły jej z policzków.
-Ja... Ja źle zrobiłam- powiedziała sama do siebie szeptem. Nagle poczuła ostrze przy swojej szyi.
-Ba.. Bardzo źle... -usłyszała znajomy głos.
-Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz?- zapytała szeptem.- Jestem Erewis, nie jestem drowem.
-Wi.. Wiem kim jesteś- postać stanęła twarzą do dziewczyny. Erewis odebrało zaskoczenie głos.- Zaskoczona? -na jego twarzy pojawił sie okropny uśmiech.
-Kartasie..? Dlaczego to robisz? Co... Jesteś zdrajcą!- krzyknęła kobieta. Kartas przycisnął sztylet do jej szyi.
-Ro.. bię to co dla mnie mam.. dla mnie najlepsze. Era elfów mija. Wy ludzie ma.. macie rządzić. Słabe, wątłe ludzie. Jedna z drowami pokierujemy tym inaczej, ludzie będzie walczyć, na nasze rozkazy. Elfowie poddadzą sie nam. Przez twoją głupotę.
-Nie rozumiem..-powiedziała powoli Erewis, jednak ona doskonale wiedziała.
-Będziesz teraz grała, ale to minie. Będziesz posłuszna. Jesteś piękna <tu pogłaskał ją po twarzy. Dziewczyna złapała jego rękę i odtrąciła. szybko złapała za sztylet. Jednak zręczny elf był szybszy. Złapał ją za rękę i wykręcił. Jej sztylet wypał jej z ręki.- Je jeżeli jeszcze raz tak zrobi... bisz złamię ci rękę, bo zabić nie mogę. -Jednak Erewis nie zamierzała sie poddać. Wiła się w końcu Kartas złamał jej rękę. Dziewczyna zawyła z bólu. Jednak nie zamierzała się poddać. Zaczęła krzyczeć.
-Sama tego chcił.. chciałaś- na swoich oczach poczuła chusteczkę. Widziała jak wszystko się rozmywa. Kartas przejechał dłonią po jej brzuchu. Jednak nagle obejrzał sie do tyłu i Erewis ostatnie co poczuła to jak ktoś bierze ją na ręce, a na twarzy Kartasa zobaczyła obleśny uśmiech.
Feodaron
Wysłany: Nie 12:33, 03 Lut 2008
Temat postu:
-Są w domu Feodarona. Dom jest bezpieczny. Feodaron pojedynkował się z drowem. Pokonał go, ale stało sie coś dziwnego. Generał Lingrekh powinien udzielić panu więcej informacji. Feodaron potrzebuje uzdrowiciela-powiedział szybko, ale bardzo wyraźnie elf.
Cis
Wysłany: Nie 12:07, 03 Lut 2008
Temat postu:
Vincere przeczytał pospiesznie kartkę. Zląkł się, lecz przypomniał sobie, że Godpus jest w domu Feodarona.
-Gdzie jest Feodaron? Godpus żyje? -zapytał ostro elfa, który wręczył mu wiadomość.
Leśny Doktor Endugu
Wysłany: Nie 11:58, 03 Lut 2008
Temat postu:
Druid spojrzał ze zdziwieniem na Vincere. Następnie wbiegły dwa Elfy. Ich twarze były poważne.
-Co się stało?
Feodaron
Wysłany: Nie 10:20, 03 Lut 2008
Temat postu:
Rahegen wystrzelił kulę ognia. Cortal zrobił korkociąg i uniknął morderczego ognia. Podlecieli bliżej i Feodaron uderzył mieczem jego latającego stwora. Oręż przeszedł przez niego jak przez dym nie robiąc mu krzywdy. Rahagen zaśmiał się szyderczo.
Lingrekh popatrzył w niebo i zobaczył 2 cienie.
-To już. Herkinus i Angers, chodźcie ze mną. Musimy w razie czego pomóc Feodaronowi-powiedział. 2 młodych elfów stanęło obok niego. Pobiegli w stronę miasta.
Półelf i drow walczyli już koło 20 min.
"Feodaronie słabnę..."
"
Przerzuć mnie"
odpowiedział krótko półelf. Cortal zrobił zwrot i ruszył z ogromną prędkością na wroga.
Lingrekh był już blisko pola walki gdy zauważył że Cortal mknie z oszałamiającą prędkością na przeciwnika.
To stało się w niesamowicie szybko. Rahagen wyciągnął łuk, strzałę, wymówił zaklęcie, szybko wycelował i strzelił. w tym samym momencie Feodaron skoczył na drowa. Wyminął się w powietrzu ze strzałą, której nie zauważył Cortal(półelf mu zasłaniał). Strzała ugodziła go w głowę dokładnie w tym samym momencie w którym miecz Feodarona dotknął piersi mrocznego elfa. Cortal zawył i zaczął spadać. Feodaron poczuł niesamowity ból i stracił przytomność. Rahegen tez opadał na ziemię. Jego cienisty stwór zniknął. Pozostałe drowy zabrały jego ciało i zniknęły.
Lingrekh zareagował z nieludzką zręcznością i szybkością. Wyciągnął miecz, wymamrotał kilka słów i cisnął w lecącego półelfa. Miecz przebił mu płaszcz i przygwoździł jego właściciela do najbliższego drzewa. Spadając złamał kilka gałęzi* , co zamortyzowało upadek. Elf wymówił kolejne zaklęcie a miecz wystrzelił z drzewa wprost do jego ręki. Feodaron upadł na ziemię. Lingrekh pobiegł w jego stronę. Najpierw zatrzymał się przy smoku. Zauważył strzałę sterczącą z czoła. Wyszarpnął ją i zauważył grot z miedzi i jakąż dziwną ciecz. Wiedział co to oznacza. Już po chwili smok zamienił się w obłok granatowego dymu i zniknął. Elf pobiegł do swojego siostrzeńca. Nie oddychał... Serce przestało bić. Wyciągnął jakaś buteleczkę i wlał jej zawartość do ust poszkodowanego.
Feodaron stracił świadomość. Był już jedną nogą w grobie. A czy wejdzie do niego drugą nogą to się miało dopiero okazać...
Elf wezwał 2 młodych elfów i kazał im nieść półelfa. Zanieśli go do domu Feodarona. Lingrekh otworzył drzwi. Ujrzeli zdumionego Zulisa i Godpusa.
-Co się stało? -zapytał służący.
-Walczył z Rahagenem. Zabił go ale nie wiem czy sam przeżyje- powiedział- Cortal nie żyje-dodał. Zulis stał zamurowany- przenieście go na górę. Elfy wniosły półelfa na piętro i położyły na łóżku-Teraz możemy tylko czekać-powiedział Lingrekh, gdy jego siostrzeniec leżał w łóżku.
-Panie, co mamy robić-zapytał Herkinius. Lingregh wstał, znalazł kawałem pergaminu pióro i kałamarz i napisał:
Książę Vincere
Feodaron jest nieprzytomny. Nie wiem czy żyje. Sprowadźcie uzdrowiciela. To niesamowicie pilne.
Generał Lingrekh.
Zwinął kartkę i dał elfowi.
-Dajcie to Vincere- polecił. Młody elf skłonił sie i wyszedł. Razem z drugim elfem pobiegli w stronę, gdzie znajdowały się elfy.. Odnaleźli Vincere i Endugu.
-Panie, wiadomość od generała Lingrekha-skłonił sie i wręczył mu kartkę.
(admin: bez przesady, że kilka drzew -_-)
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001 phpBB Group
Chronicles phpBB2 theme by
Jakob Persson
(
http://www.eddingschronicles.com
). Stone textures by
Patty Herford
.
Regulamin